środa, 1 marca 2017

Wild Mint Yankee Candle


Wild Mint wchodzi w skład tegorocznej kolekcji Pure Essence razem z takimi zapachami jak Cherry Blossom oraz Linden Tree



Z całej kolekcji najbardziej mnie ciekawi Linden Tree – drzewo lipowe i już nawet zaopatrzyłam się w wosk z tego zapachu, ale na razie w moim kominku zagościł tylko Wild Mint.

Fanką mięty jestem od zawsze, więc tę też musiałam mieć. Gdy tylko znalazłam moment, w którym nie musiałam gdzieś gnać i mogłam po prostu posiedzieć w domu, to zapaliłam kominek właśnie z zapachem Wild Mint.


W świecy aromat kojarzy mi się z miętą, która rośnie u mnie w ogródku. Zapach jest taki „krzewiasty” bardzo ziołowy, taki naturalny, nie jak np. mięta w gumie do żucia. Wydaje mi się, że jest nawet bardziej prawdziwy niż ten w limitowanym Fresh Mint.

Do testu nie użyłam całego wosku tylko połowy, może nawet odrobinę mniej niż połowę. Wydawało mi się, że zapach samej mięty jest wystarczająco mocny i połowa wosku spokojnie da sobie radę.
Aromat uniósł się prawie od razu, gdy tylko złapał trochę ciepła od tea light’a, ale ja zazwyczaj nie skupiam się na tej pierwszej nucie, bo wiem, że zapachy powinny trochę się podgrzać by ukazać swoją pełnię.
Tak więc po pewnym czasie zaczęłam wyczuwać zapach rozgrzanego w dłoniach świeżego listka mięty. Był bardzo ziołowy i nieprzesadnie świeży. Wosk palił się i palił, i sądziłam, że po pewnym czasie na tyle dobrze zmieszają się wszystkie jego nuty, że osaczy mnie swoją ziołową miętą, a tu się okazało, że był dosyć słabo wyczuwalny. 



Oczywiście Wild Mint czułam za każdym razem, gdy wchodziłam do pokoju, ale gdy chwile dłużej w nim posiedziałam, to już przestawałam. Trochę się zawiodłam, bo jednak lubię przebywać w pachnącym pomieszczeniu i czuć, że czymś pachnie, a nie tylko o tym wiedzieć.

Wild Mint jest ładnym zapachem, takim jakie lubię, trochę ziołowym, trochę miętowym, trochę "dziwnym", ale niestety nie należy do zbyt intensywnych. Przynajmniej w moim odczuciu…
Nie wyczułam w nim również piżma, ani drzewa sandałowego, ale bardzo mi to nie przeszkadza, bo chyba nawet wolę, że jest mniej perfumowy.

Podsumowując, zapach uważam za trafiony dla mnie w punkt, ale już jego intensywność pozostawia wiele do życzenia, bo ja czasem, gdy bardzo mi się spodoba zapach, to mam ochotę być nim osaczona, a tu się tak nie stało.

Mimo wszystko polecam go fanom zapachów: Bay Leaf Wreath(klik), wspomnianego Fresh Mint czy Season Of Peace(klik), w którym też są miętowe akcenty.  




4 komentarze:

  1. Czyżby Wild mint był zapachem miesiąca? Uuu... jeśli tak to na pewno kupię! Z tego co wiem to zapachy miesiąca mają niższa cenę od tych normalnych, jednym słowem, opłaca się! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Wild Mint nie jest Zapachem Miesiąca.

      W tym miesiącu Zapachem Miesiąca jest Garden Sweet Pea oraz My Serenity. Zapachy Miesiąca można kupić z rabatem aż do 25% :)

      Usuń
  2. Nie No powiem, szczerze, jako fanka yankee ze chyba wyjątkowo w tym roku yankee nas zaskakuje :) i bardzo dobrze :) oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń

Fragrance of Month, czyli zapachy na MAJ 2018

Witajcie! Po dość długiej nieobecności wracamy do Was w najpiękniejszym miesiącu w roku!  Maj zaowocował u nas trzema urzekającymi zap...