Czerwień,
brąz i żółć... Promienie słońca przedzierające się przez
gałęzie drzew. Unoszący
się w powietrzu zapach drewna i ziemi. Ach, tak...jeszcze niedawno
można było cieszyć się taką aurą. Teraz jedyne co nas wita za
oknem to mgła, deszcz albo sterta mokrych liści na ziemi. No cóż,
nic nie trwa wiecznie, ale mimo tych szybkich zmian jesień to nadal
moja ulubiona pora roku. Pobudza we mnie całą masę dobrej energii
:) Dlatego też, optymistycznie nastrojona postanowiłam spędzić
trochę czasu pod kocem w towarzystwie dobrej książki, pełnego
kubka gorącej czekolady i oczywiście jakiegoś przyjemnego zapachu.
Odkąd zaprzyjaźniłam się z woskami zapachowymi, nie wyobrażam
sobie chwili dla siebie z książką bez odpowiedniego aromatycznego
„umilacza” :)
Tym
razem jednak nie sięgnęłam po woski Yankee Candle, a zdecydowałam
się na jeden z zapachów marki Procado. W ręce wpadł mi wosk o
tajemniczej nazwie Opium.
Otóż
opium, to substancja pozyskiwana z maku lekarskiego w postaci
wysuszonego soku mlecznego. Substancja ta zawiera w sobie między
innymi morfinę i kodeinę czyli silne substancje znieczulające i
przeciwbólowe. Opium było bardzo popularne w XIX wieku w Wielkiej
Brytanii i USA, jednak większości kojarzy się ono głównie z
odległymi Chinami.
Opium
najintensywniej pachnie podczas dymienia i wtedy działa prawie jak
kadzidło, tyle tylko, że w dużym stężeniu może wpływać
również odurzająco. No cóż ja nie planowałam się odurzać, a
tylko nieco ogrzać, ale aromat wydał mi się na tyle ciepły, że
postanowiłam zaryzykować :P
Tak,
jak w przypadku wosku Procado Kwiat Wiśni, również Opium nie
miałam w całości, tylko mały kawałek. Jednak tak, jak
przekonałam się z Wiśnią, w odniesieniu do tych wosków sprawdza
się stwierdzenie, że „wielkość nie ma znaczenia” :)
Włożyłam
więc malutki wosk do miseczki i zapaliłam podgrzewacz. Wosk dzięki
swojej lekkie konsystencji prawie od razu zaczął się rozpuszczać
i wydzielać przyjemny aromat.
Uwolnił
się delikatną kadzidlaną nutą, do której po chwili dołączył
kwiatowy aromat. Skojarzył mi się on z goździkami(kwiatami),
jednak podejrzewam, że za takie wrażenie bardziej odpowiada jaśmin,
który jest w składzie zapachu Opium. Te dwie nuty mieszały się ze
sobą jakiś czas, aż w końcu dołączył do nich ciepły, ale
subtelny aromat paczuli.
Cała
kompozycja stała się zmysłowa i miałam wrażenie jakby skrywała
w sobie jakąś tajemnicę :)
Zapach
niósł się bardzo przyjemną falą po całym domu. Był dobrze
wyczuwalny w salonie, ale jego lekki powiew było czuć również w
innych zakątkach domu. Opium to zapach bardzo obecny, ale
zdecydowanie nie bardzo przytłaczający. Sprawił, że w domu zrobił
się bardzo ciepły klimat, a co najważniejsze spodobał się całej
mojej rodzinie. Coś tak podejrzewam, że będę musiała zaopatrzyć
się w spory zapas tego wosku.
Opium,
to kolejne zestawienie zapachowe, którego odpowiednika nijak szukać
w aromatach Yankee Candle. To kompozycja, która bardziej przypomina
aromaty kadzidlane, dlatego wydaje mi się, że znajdzie fanów wśród
zwolenników właśnie wszelkiego rodzaju kadzidełek. Ja jestem
całkowicie przekonana do Opium i bardzo mnie ciekawi, jak pachnie
prawdziwe opium i, czy jest choć trochę zbliżone do aromatu wosku.
Jeżeli tak, to chętnie paliłabym je codziennie :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz