Przed
świętami zawsze jest dużo do zrobienia. Gonitwa po sklepach w celu
kupienia prezentów, pakowanie ich, przygotowywanie różnego rodzaju
dań wigilijnych, sprzątanie i wiele innych prac, których nie
zdołam zliczyć na palcach jednej dłoni.
Potem kilka dni w spokoju
spędzonych z rodziną i znowu trzeba przyspieszyć, bo Sylwester już
blisko, ale on też mija bardzo szybko :) Jak to się mówi „święta,
święta i po świętach..”, trzeba wrócić do teraźniejszości.
Po sylwestrze miałam jeszcze jeden wolny dzień przed pracą,
dlatego postanowiłam, że tego ostatniego dnia odetchnę ;) po
świąteczno – sylwestrowym zawrocie głowy.
Wzięłam
książkę, którą zaczęłam czytać przed świętami (oczywiście był to thriller), a do towarzystwa postanowiłam zapalić wosk w
kominku.
Nie
bardzo miałam już ochotę na waniliowe czy „ciasteczkowe”
aromaty (strasznie się objadłam ciastami w święta :) ). Po
dłuższych poszukiwaniach, w pudełku z woskami znalazłam wosk z kolekcji Relaxing Rituals Upift.
Kupiłam go już jakiś czas temu, ale
zupełnie o nim zapomniałam, a właśnie w tamtym momencie
potrzebowałam czegoś odprężającego.
Uplift
, to według opisu z naklejki połączenie cytryny z grejpfrutem i
imbirem, jednak ja wąchając wosk przez folię czułam właściwie
same kwaskowate nuty cytryny, a może nawet bardziej grejpfruta.
Składem
zapachowym wosku jednak się aż tak nie interesowałam, bo jeżeli
jest z serii, która ma działać relaksująco, to miałam nadzieje,
że tak też zadziała, a po dobrych doświadczeniach z Tranquil
(również z tej serii), nie bałam się aż tak bardzo. Ułamałam
mniej więcej połówkę wosku i włożyłam do miseczki kominka.
Podpaliłam tea light, wygodnie ułożyłam się na łóżku i
zatopiłam się w lekturę książki :)
Po
dosłownie chwili do mojego nosa zaczęły docierać lekko
kwaskowate aromaty cytryny, uzupełniane o delikatną słodycz,
zapewne grejpfruta. Ten aromat skojarzył mi się ze Sprakling Lemon,
ponieważ miał w sobie podobne cytrynowe nuty. Z czasem jednak ta
jego „cytrynowość” nabrała głębi, którą z całą pewnością
nadał jej imbir.
Aromat
stał się cieplejszy, zaryzykowałabym stwierdzenie, że delikatnie
egzotyczny. Nie był jednak zbyt cytrusowy i energetyczny, raczej
ciepły i w gruncie rzeczy dosyć delikatny. Mam wrażenie, że
proporcje cytrusów w tym zapachu są idealnie wyważone z imbirem,
który z doświadczenia wiem, ma dosyć ostry i intensywny aromat.
Aromat idealnie sprawdził się jako towarzysz podczas czytania książki, nie był zbyt intensywny i dominujący, raczej pełnił funkcję
pachnącego tła ;)
Uplift
nie jest specjalnie trwały, gdy już zastygnie, to w pomieszczeniu
zdecydowanie bardziej wyczuwalne są jego grejpfrutowe nuty, niż
cytryna czy imbir. Według mnie spodoba się on miłośnikom zapachów
takich, jak np. Fruit Fusion, Sparkling Lemon, Vanilla Lime oraz
Ginder Dusk. Żałuję , że dostępny jest tylko w formie wosków, bo
chętnie kupiłabym świecę :)
Uwielbiam tą linię wosków! :) Tego jednak jeszcze nie miałam okazji wypróbować, ale może się skuszę. Cytrusowe zapachy to jednak nie moje klimaty, ale warto zaryzykować skoro polecasz. :D
OdpowiedzUsuńPolecam zdecydowanie, bo mimo że zapach jest cytrusowy, to jest delikatniejszy niż te, które są dostępne w klasycznej kolekcji Yankee :) Czyli np. wspomniany przeze mnie Sparkling Lemon.
Usuń