Afrykańskich
podróży ciąg dalszy...
Ostatnio
wygrzewałam się w zachodzącym słońcu Tanzanii nad brzegiem
Jeziora Wiktorii, a tym razem odbijam od stałego lądu i dopływam
do dzikich plaż Madagaskaru. Przedzieram się przez dżunglę i
docieram do urokliwego zakątka pełnego kwitnących orchidei... a
przynajmniej tak chciałabym, żeby to wyglądało ;D Nigdy nie
zaszkodzi odrobinę oderwać się od szarej codzienności i zawitać
do świata fantazji.
Jestem niepoprawną marzycielką i uwielbiam, gdy moje myśli zabierają mnie w dalekie podróże. Często towarzyszą mi w tym zapachy. Niektóre pobudzają moją wyobraźnię, choć zdarzają się również takie, od których dostaję bólu głowy. Jednak tym razem aromaty z kominka zadziałały korzystnie :)
Stało
się tak za sprawą zapachu Madagascan Orchid, który wcale nie
zachwycił mnie na początku. Właściwie nie miałam co do niego
konkretnych odczuć - nie byłam pewna czy ten zapach mi się podoba
czy nie. Ale wiecie już, że czasami robię na przekór i właśnie
dlatego zdecydowałam się przetestować go jako drugi z kolekcji Out
Of Africa.
Najbardziej w zapachach Yankee Candle lubię to, że czasem potrafią bardzo przyjemnie zaskoczyć!
Najbardziej w zapachach Yankee Candle lubię to, że czasem potrafią bardzo przyjemnie zaskoczyć!
Pierwsze
moje odczucia po powąchaniu Madagascan Orchid w świecy nie były
jednoznaczne. Może uznacie, że to dziwne, ale aromat wydał mi się
kwiatowo – mleczny. Nie uznałam go też za jakiś specjalnie
mocny, dlatego w kominku użyłam całego wosku. Nie byłam pewna,
czy mniejsza ilość zapachu będzie odpowiednia do mojego dużego
salonu.
Okazała
się jednak wystarczająca!
Na
aromat nie musiałam długo czekać, bo rozprzestrzenił się bardzo
szybko. Gdy tylko dotarł do mojego nosa, odbyłam najpiękniejszą
podróż w życiu. Zapach przeniósł mnie w sam środek Madagaskaru.
To dziś jest ten jeden jedyny dzień, w którym kwitnie cudownie
pachnąca, madagaskarska biała orchidea :D
Znalazłam
się w miejscu, do którego nie zawitała wcześniej ludzka stopa i
podziwiałam niesamowity spektakl kwiatów, które budzą się do
życia.
Poczułam się niesamowicie, gdy do mojego nosa coraz mocniej docierał głęboki kwiatowy aromat przełamany delikatną mleczną nutą. Pomyślałam sobie, że moje pierwsze odczucia jednak nie były aż tak sprzeczne z tym, jak zapach rozwinął się po odpaleniu :)
Poczułam się niesamowicie, gdy do mojego nosa coraz mocniej docierał głęboki kwiatowy aromat przełamany delikatną mleczną nutą. Pomyślałam sobie, że moje pierwsze odczucia jednak nie były aż tak sprzeczne z tym, jak zapach rozwinął się po odpaleniu :)
Madagascan
Orchid dodał mi energii i poprawił humor, mimo że nie miałam
złego nastroju tego dnia. Po prostu za sprawą tego zapachu stał
się jeszcze lepszy :D
Wydaje
mi się, że obecnie w ofercie Yankee Candle nie ma aromatu podobnego
do Madagascan, ale polecam go fanom wszelkich egzotycznych,
kwiatowych zapachów - Champaci Blossom czy Lovely Kiku, podejrzewam,
że przypadłby do gustu również tym, których urzekł wycofany już
Camomile Tea.
Choć
byłam przekonana, że moim faworytem w całej kolekcji Q3 będzie
Serengeti Sunset, muszę przyznać, że Madagascan zdecydowanie
odbiera mu palmę pierwszeństwa!
Mnie
Madagascan Orchid pozwolił na daleką egzotyczną podróż, a gdzie
Was przeniósł ten zapach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz