Już
od jakiegoś czasu na naszych półkach powiewa cudownymi aromatami
Afryki.
Mowa o kolekcji Q3 Out Of Africa, która według mnie
idealnie sprawdziłaby się na lato, mimo że jest dedykowana na
jesienna porę.
Gdy świece zajęły już swoje miejsca na półkach, od razu zabrałam się za wąchanie. Jednak nie będę przybliżała Wam swoich odczuć co do każdego z tych zapachów, a skupię się na razie tylko na jednym, który od pierwszego powąchania skradł mi serce :).
Otóż,
tym pierwszym w ogniu testów był Serengeti Sunset czyli ten, za
sprawą którego powinnam przenieść się w odległe afrykańskie
stepy.
Ciężko
jest mi stwierdzić, jaki aromat wpadł w mój nos jako pierwszy, ale
na pewno wyczułam w tej kompozycji słodkie cytrusy i odrobinę
jakiejś cieplejszej nuty. Najprawdopodobniej ciepło w ten zapach
wnosi aromat bursztynu lub jeżeli ktoś woli ambry.
Gdy
tylko miałam okazję, to od razu zgarnęłam kominek z półki w
pokoju, oczyściłam go z poprzedniego wosku moją ulubioną metodą "lodówkową", umieściłam w misie pomarańczowy wosk Serengeti
Sunset i postawiłam całość na szafie w przedpokoju (wciąż
jestem w fazie testowania możliwości zapachowych mojego domu).
Wprost
nie mogłam się doczekać aż zapach się uwolni, co przyznaje nie
nastąpiło od razu. Szybko się znudziłam czekaniem na aromat, więc
wyszłam na dwór trochę się poopalać,
bo pogoda ostatnio, mimo że odrobinę burzowa, to jednak słoneczna :D
bo pogoda ostatnio, mimo że odrobinę burzowa, to jednak słoneczna :D
Gdy
doszłam już do fazy "skwierczenia", wróciłam do domu, żeby się nieco
schłodzić i gdy tylko przestąpiłam próg, poczułam delikatny
owocowy aromat, ale tym razem zdecydowanie bardziej intrygujący.
Miał w sobie cytrusową słodycz przełamaną zmysłową ambrą. Cała kompozycja według mnie ma bardzo perfumowy aromat -
egzotyczny, świeży i kobiecy. Myślę, że to połączenie owoców,
bursztynu i orchidei wyszło Yankee Candle naprawdę cudnie :)
W kwestii bardziej merytorycznej, to jednak jest coś, co trochę mnie zasmuciło w tym zapachu. Mianowicie jego intensywność i trwałość. Zapach jest raczej delikatny, wyczuwalny, ale mało lotny. Jego trwałość też nie jest specjalnie zadowalająca, bo zapalony przed południem już wieczorem, po zgaśnięciu tea light'a, nie było go czuć.
Co prawda kominek stał w przedpokoju, który w moim domu jest pomiędzy drzwiami wejściowymi, kuchnią a salonem i w każdym z tych pomieszczeń zazwyczaj są pootwierane okna, a co za tym idzie jest duży przewiew powietrza. Więc jeżeli brać to pod uwagę,
to Serengeti Sunset poradził sobie całkiem nieźle, bo jednak był wyczuwalny. Podejrzewam, że w mniejszych pomieszczeniach byłby bardziej lotny :)
Bez
względu jednak na jego intensywność, to zapach bardzo mi się
podoba i na pewno jeszcze nie raz go zapalę, tylko może w nieco mniejszych niż mój przedpokój pomieszczeniach.
Paliliście
już Serengeti Sunset? Jakie są Wasze pierwsze wrażenia?
A następnego dnia nic nie czułaś? Paliłam świecę Serengeti i czuć na następny dzień jak paliłam przed spaniem. Ale fakt, zapach nie jest zbyt lotny i mocny :( ale za to ładny i dzięki temu wybaczam mu niedociągnięcia. Czasem mam wrażenie, że to taka oranżada pomarańczowa w proszku :D
OdpowiedzUsuńU mnie w domu zapach nie utrzymał się niestety, ale może to być kwestia miejsca, w którym stał kominek. Mnie również Serengeti bardzo się podoba i rzeczywiście ma coś w sobie z oranżady, a dla mnie dodatkowo coś z multiwitaminy :)
Usuń