Ostatnio spotkałam się wieloma zapachami Yankee Candle, które w nazwie zawierają słowo "rose". Ponieważ bardzo lubię te kwiaty i ich aromat, postanowiłam sprawdzić, jak pachną wszystkie "róże" w wydaniu Yankee Candle.
Fresh Cut Roses. Zapach świeżo ściętych herbacianych róż.
Przed zapaleniem: Bardzo przyjemny kwiatowy zapach, rzeczywiście pachnie herbacianą różą, tak jak mówi opis zapachu.
Po zapaleniu: W miarę podgrzewania, zapach stopniowo się zmieniał, aż zaczęłam zamiast herbacianej róży czuć prawdziwą dziką różę. Dla mnie taka zmiana zapachu jest, jak najbardziej na plus, bo uwielbiam zapach kwiatów dzikiej róży. Jest tak niesamowicie żywy i kojarzy mi się ze słonecznymi, ciepłymi dniami, za którymi strasznie tęsknię.
Christmas Rose. Kremowe płatki róż, perfumowane aromatem sosnowych igiełek.
Przed zapaleniem: Czułam zapach pudrowej róży, bardzo kremowy i delikatny, lekko mdły.
Po zapaleniu: Jak to często pozory mylą, po zapaleniu zapach był mocny i intensywny, zupełnie inaczej niż przypuszczałam. Sam aromat nie wiele się zmienił wciąż czułam pudrowo- kremowe kwiaty róż. W tle cały czas wyczuwałam delikatną nutę świerku, nie zdominował on całego zapachu, a podkreślił jego zimowy klimat. Doskonały zapach na tę porę roku, polecam!
True Rose. Intrygujący, bogaty i aksamitny zapach dopiero rozwijających się pąków róż.
Przed zapaleniem: Pachniał jak prawdziwa czerwona róża. Nie był mdły, wydawał mi się bardzo świeży i naturalny. Najbardziej zbliżony do zapachu żywych róż.
Po zapaleniu: Zapach jest niesamowicie intensywny i niesamowicie uzależniający. Przepiękny! Paląc go miałam wrażenie, że jestem w ogrodzie pełnym czerwonych róż. Pod koniec palenia, zapach stał się bardziej kremowy, ale wciąż był piękny. To chyba mój faworyt wśród różanych propozycji Yankee Candle.
Raindrops On Roses. Zapach płatków czerwonych róż, otulonych kropelkami deszczu.
Przed zapaleniem: Ten zapach przypominał mi zapach różanej konfitury, dokładnie takiej jakimi nadziewała pączki moja babcia. Słodki, przyjemny, aż chciałoby się go zjeść :)
Po zapaleniu: Zapach staje się zdecydowanie mniej słodki, a bardziej kwiatowy. Czuć w nim mieszankę słodkich kwiatów i świeżego powietrza, takiego które można poczuć zaraz po deszczu. Bardzo ciekawy i przyjemny zapach. Bardzo żałuję, że firma Yankee Candle nie wprowadziła tego zapachu na stałe i ze smutkiem patrzę na końcówkę mojej świecy, która się właśnie dopala.
Fresh Cut Roses. Zapach świeżo ściętych herbacianych róż.
Przed zapaleniem: Bardzo przyjemny kwiatowy zapach, rzeczywiście pachnie herbacianą różą, tak jak mówi opis zapachu.
Po zapaleniu: W miarę podgrzewania, zapach stopniowo się zmieniał, aż zaczęłam zamiast herbacianej róży czuć prawdziwą dziką różę. Dla mnie taka zmiana zapachu jest, jak najbardziej na plus, bo uwielbiam zapach kwiatów dzikiej róży. Jest tak niesamowicie żywy i kojarzy mi się ze słonecznymi, ciepłymi dniami, za którymi strasznie tęsknię.
Christmas Rose. Kremowe płatki róż, perfumowane aromatem sosnowych igiełek.
Przed zapaleniem: Czułam zapach pudrowej róży, bardzo kremowy i delikatny, lekko mdły.
Po zapaleniu: Jak to często pozory mylą, po zapaleniu zapach był mocny i intensywny, zupełnie inaczej niż przypuszczałam. Sam aromat nie wiele się zmienił wciąż czułam pudrowo- kremowe kwiaty róż. W tle cały czas wyczuwałam delikatną nutę świerku, nie zdominował on całego zapachu, a podkreślił jego zimowy klimat. Doskonały zapach na tę porę roku, polecam!
True Rose. Intrygujący, bogaty i aksamitny zapach dopiero rozwijających się pąków róż.
Przed zapaleniem: Pachniał jak prawdziwa czerwona róża. Nie był mdły, wydawał mi się bardzo świeży i naturalny. Najbardziej zbliżony do zapachu żywych róż.
Po zapaleniu: Zapach jest niesamowicie intensywny i niesamowicie uzależniający. Przepiękny! Paląc go miałam wrażenie, że jestem w ogrodzie pełnym czerwonych róż. Pod koniec palenia, zapach stał się bardziej kremowy, ale wciąż był piękny. To chyba mój faworyt wśród różanych propozycji Yankee Candle.
Raindrops On Roses. Zapach płatków czerwonych róż, otulonych kropelkami deszczu.
Przed zapaleniem: Ten zapach przypominał mi zapach różanej konfitury, dokładnie takiej jakimi nadziewała pączki moja babcia. Słodki, przyjemny, aż chciałoby się go zjeść :)
Po zapaleniu: Zapach staje się zdecydowanie mniej słodki, a bardziej kwiatowy. Czuć w nim mieszankę słodkich kwiatów i świeżego powietrza, takiego które można poczuć zaraz po deszczu. Bardzo ciekawy i przyjemny zapach. Bardzo żałuję, że firma Yankee Candle nie wprowadziła tego zapachu na stałe i ze smutkiem patrzę na końcówkę mojej świecy, która się właśnie dopala.
Kurcze, wpadłam na pomysł porównania różanych zapachów, a tu widzę, że sama wcześniej zrealizowałaś ten pomysł.
OdpowiedzUsuńDla mnie też Raindrops on Roses jest cudowny i też zaczęłam go oszczędzać, żeby mieć na dłużej. Jak się skończy chyba kupię True Rose.
Co do Christmas Rose - zupełnie nie czuję w nim pudru.
Są jeszcze 2 różane zapachy Yankee: Wedding Day i Rose of Morocco z kolekcji World Journeys.
Też uwielbiam Raindrops On Roses i strasznie mi szkoda, że nie będzie go w tegorocznej serii My Favourite Things :(
OdpowiedzUsuńCo do Christmas Rose, to mój nos jest niezwykle wrażliwy na pudrowe nuty, a one mi niestety nie do końca odpowiadają. Dlatego zdecydowanie wole inne różane zapachy.