Wiosna
nam rozkwita! Drzewa się zazieleniają i przedziera się przez nie
coraz więcej promieni słońca. Co prawda temperatura mogłaby
podskoczyć jeszcze odrobinę w górę, ale wcale nie zniechęca mnie
to do spacerów z koleżanką :) Poszłyśmy ostatnio do parku zbadać
wszystkie oznaki budzącej się do życia przyrody i chłonąć
energię ze słońca. Muszę przyznać, że po długim okresie „szarości”
świeci ono wyjątkowo mocno i aż razi w oczy :D Co wcale nie
przeszkadza, bo chyba każdy już potrzebuje odrobiny prawdziwego
światła.
Kolejna przyjemna rzecz, to to, że dzień jest już
dłuższy. Więc, gdy wróciłam do domu ok. 19, to nadal było jasno,
a zachodzące słońce przedzierało się przez okna sufitowe, które
mam w salonie. Cała ta aura tchnęła we mnie nową energię i
podkusiła do otoczenia się jakimś przyjemnym zapachem.
Udałam
się więc do mojego pokoju i sięgnęłam po pudełko z woskami, a z
niego wygrzebałam wosk My Serenity, który już jakiś czas temu
chciałam przetestować, ale wciąż nie czułam na niego nastroju.
Tamtego dnia natomiast poczułam, że moment jest idealny na
sprawdzenie czegoś nowego.
Pierwsze
moje odczucia co do My Serenity w świecy, to skojarzenie go z
zapachem Pink Sands. Oba te aromaty, to połączenia owoców z nutami
kwiatowymi, jednak pierwszy z nich czyli My Serenity jest zbudowany
na bazie piżma, natomiast Pink Sands na bazie aromatycznej wanilii.
Mimo to My Serenity po pierwszym powąchaniu wydał mi się bardzo
podobny do Pink Sands(kilka
słów więcej o Pink Sands tutaj).
To,
co wyczułam w tym zapachu na początku, to delikatny aromat ananasa
przełamany subtelną nutą kwiatów z gdzieś głębiej
ujawniającymi się cytrusami. Zapach mi się spodobał bardziej niż
Pink Sands, bo jest mniej słodki, ale jego kompozycja nie wydała mi
się bardzo zaskakująca
Tak
czy inaczej przyszła jego kolej na sprawdzenie się przy paleniu ;)
Wosk
My Serenity włożyłam do kominka w całości i podpaliłam tea
light. Aromat uwalniał się powoli, ale był delikatnie wyczuwalny
od samego początku... Niestety nie jestem w stanie opisać jakie
były pierwsze jego nuty, ponieważ po odpaleniu go musiałam się
zająć czymś innym i zupełnie o nim zapomniałam. Przypomniał mi
o sobie dopiero, gdy wróciłam do salonu.
Aromat
jaki wyczułam nie był już tak bardzo anansowy. Niósł ze sobą
delikatny zapach gruszki przełamany nutami gardenii, za co pewnie
odpowiedzialna jest plumeria, której aromat jest nieco zbliżony do
gardenii, a w dodatku jest odrobinę brzoskwiniowa. Całość
zamknęło białe piżmo, dzięki czemu My Serenity sprawia wrażnie
delikatnie perfumowego.
My
Serenity jest zapachem raczej średnio mocnym, ale zadowalającym,
spokojnie poradziło sobie z pomieszczeniem ok. 60 m kw. Sam zapach
jest bardzo ładny i dosyć ciekawy, ale jak już pisałam nie
zaskoczył mnie, za to otoczył dom ciepłym wiosennym podmuchem :D
Nie będę paliła go w kominku nałogowo i na świecę pewnie się
nie skuszę, ale myślę, że będzie jeszcze miał swoją szansę,
aby zaistnieć.
A
jak Wam się sprawdził My Serenity? Paliliście go już, czy może
jeszcze nie mieliście na niego odpowiedniego nastroju?
Pink Sands był ciekawy, ale dla mnie trochę za słodki, więc My Serenity powinien mi się spodobać. Mam wosk w zapasach, więc pewnie niedługo go wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńMy Serenity jest zdecydowanie mniej słodki niż Pink Sands i dlatego mi też bardziej przypadł do gustu :)
UsuńJak już zapalisz to podziel się wrażeniami :D
Ten zapach jest cudowny :) Uwielbiam go, ale Pink Sands bardziej ;D
OdpowiedzUsuń