Zawsze, gdy mam wolny dzień i nie muszę nigdzie się spieszyć, czegoś
załatwiać, to lubię usiąść sobie w wygodnym miejscu i poczytać
książkę. Teraz dodatkowo mnie cieszy to, że pogoda pozwala już
na dłuższe przebywanie na dworze :D
Biorę
więc dobrą lekturę pod pachę, wychodzę do ogrodu i siadam na
ławeczce, która stoi przed domem :) Cóż, muszę przyznać, że
nigdy nie podejrzewałabym, że tak zwyczajnie spędzony czas może
sprawiać tyle przyjemności...
Wolne
dni dla mnie, to jednak nie tylko błogie leniuchowanie, ale również
okazja do palenia w kominku ulubionych zapachów bądź testowanie
tych, które całkiem niedawno zagościły na sklepowych półkach.
Lubię łączyć przyjemne z pożytecznym, więc przy okazji czytania
postanowiłam wypróbować jeden z zapachów, których jeszcze nie miałam okazji testować. Na mój cel
obrałam Pink Grapefruit, czyli zapach wprowadzony w tym roku
specjalnie na walentynki.
Hmm...
pojawił się jednak pewien problem, a mianowicie, gdzie ustawić
kominek, żeby zapach był dobrze wyczuwalny? Ławka, na której
siedziałam stoi pod oknem do mojego pokoju, więc doszłam do
wniosku , że najlepszym miejscem będzie parapet od wewnętrznej
strony pokoju. Tego dnia było dosyć ciepło, więc okno na
szczęście mogło być otwarte cały dzień :) Przy okazji zapach
mógł rozprzestrzenić się też w pokoju, więc ma to swoje
dodatkowe korzyści.
Nie
byłam pewna, czy mój plan się powiedzie, bo jak wiadomo wiatr lubi
rozpraszać zapachy, a tego dnia delikatnie wiało... Tak czy inaczej
włożyłam wosk do kominka i podpaliłam tea light.
Na zapach długo nie czekałam, ponieważ po dosłownie kilku minutach pojawił się lekki owocowy aromat. Miał w sobie słodkie, ale i nieco kwaskowate nuty. Niósł ze sobą aromat świeżo wyciśniętego soku z grejpfruta, z odrobiną goryczy jakiej nadaje mu skórka. Od razu skojarzył mi się z jednym z moich ulubionych przysmaków. Mianowicie z pokrojonym grejpfrutem posypanym odrobiną cukru. Mmm... smaczna i dodająca energii przekąska, ale przede wszystkim skutecznie gasząca pragnienie :) Wosk tak smakowicie pachniał, że aż zapragnęłam skosztować prawdziwego grejpfruta!
Wosk
palił się ok. 5 godz. i w tym czasie wypełnił swoim aromatem cały
mój pokój i wyczuwalny był także przed domem, więc stwierdzam,
że test intensywności zdał na 5 :D
Podsumowując
stwierdzam, że Pink Grapefruit, to zapach, który z pewnością
będzie stałym bywalcem mojego kominka i mimo że nie kupiłam go,
ani nie paliłam w walentynki, to skradł mi serce.
A
czy Wy mieliście już okazję palić ten zapach, czy może wciąż
czeka na swoją kolej?
Jakie masz piękne miejsce, które daje Ci chwile wytchnienia :)
OdpowiedzUsuńA pink grapefruit jest naprawdę piękny i wcale nie taki gorzki jak się wydawać mogło ;)
Dziękuję, też bardzo lubię swój ogród :)
UsuńRzeczywiście Pink Grapefruit okazał się pysznie słodki! :D
Jest tak realny jak sam owoc, bardzo lubię i też niedawno recenzowałam ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację, ma taki zapach, że skutecznie pobudza kubki smakowe:)
UsuńJa się jednak zawiodłam :( jednak nie po drodze mi z cytrusami od Yankee Candle :( większość pachnie mi taką chemią do czyszczenia szyb czy odświeżaczami do powietrza, Myslałam, że może grejfrutowi się uda, a wyszło jak wyszło i mam teraz problem co zrobić z resztą wosku :(
OdpowiedzUsuńTak bywa, jeżeli chodzi o cytrusowe zapachy Yankee. Kilka razy spotkałam się ze stwierdzeniem, że np. Sparkling Lemon czy Citrus Tango są delikatnie "łazienkowe". Być może w Pink Grapefruit jest podobna nuta, która niektórym może się niekoniecznie podobać.
UsuńJeżeli nie wiesz co zrobić z kawałkiem wosku, możesz przeszukać różne fora internetowe. Czasem zdarzają się takie, na których zapachowi fani wymieniają się nawet używanymi świecami czy woskami :D Polecam sprawdzić na Facebooku