środa, 24 grudnia 2014
piątek, 19 grudnia 2014
sobota, 13 grudnia 2014
środa, 10 grudnia 2014
Candy Cane Lane
Jestem
ogromną fanką Świąt Bożego Narodzenia, uwielbiam wszystko co
świąteczne, a najbardziej niepowtarzalną magię jaką ze sobą
niosą. Nie chodzi mi tu o prezenty i to kto da lepszy, ale właśnie
o wszystko to, co sprawia , że te właśnie święta są jedyne w
swoim rodzaju.
Mnie
ogromną radość sprawia robienie ozdób świątecznych, dekorowanie
domu milionem łańcuchów i lampek, pakowanie prezentów na różne
wymyślne sposoby, ubieranie choinki, a przede wszystkim
przygotowywanie z mamą całej masy pyszności wigilijnych :) Na
moich barkach spoczywa odpowiedzialność za wszelkiego rodzaju
wypieki i właśnie ich zapach najbardziej wprawia mnie w świąteczny
nastrój.
O
ile lubię naturalny zapach ciast i ciasteczek, to nie przepadam za
nim, jeżeli chodzi o świece zapachowe czy woski. Dlatego ucieszył
mnie fakt, że w tym roku na święta Yankee Candle wprowadziło
więcej drzewnych i „iglastych” aromatów mniej „ciasteczkowych”,
co oczywiście nie znaczy , że w ogóle z nich zrezygnowało.
W tegorocznej zimowo – świątecznej kolekcji Yankee znalazł się jeden zapach, który można powiedzieć ociera się o „ciasteczkowość”, a mam na myśli Candy Cane Lane. Jeżeli chodzi o ten zapach, to pokuszę się o stwierdzenie, że skradł mi serce od pierwszego powąchania :) Gdy tylko złapałam wosk w rękę i zaczerpnęłam jego aromatu, wiedziałam, że znajdzie on na długo miejsce w moim kominku :D Właściwie nie musiałam sprawdzać go nawet na świecy, bo już w wosku mi się spodobał.
No
dobrze zachwycam się tak, a nawet nie wyjaśniłam dlaczego, otóż
Candy Cane Lane jest z miętą, którą wprost uwielbiam w każdej
możliwej postaci, herbaty, a nawet pasty do zębów :) Wracając
jednak na ziemię, przejdę może do bardziej merytorycznych spraw, a
dokładniej, jak wosk zachował się przy paleniu.
Kupiłam
go hurtem razem z innymi nowymi zapachami, ale nie zapaliłam od
razu, chyba trochę się bałam, że może mnie rozczarować, a
bardzo tego nie chciałam. Nie długo jednak musiał czekać na swoją
kolej, bo zapaliłam go od razu, gdy sprawdziłam już Icicles, który
z nowości był pierwszy na mojej liście.
Do
kominka oczywiście włożyłam cały wosk i zapaliłam tea light. Na
zapach nie czekałam zbyt długo, właściwie zaczął się uwalniać
nim wosk całkowicie się rozpuścił. Pierwsze co mnie uderzyło to
miętowa świeżość, którą po niedługim czasie zaczął
uzupełniać aromat wanilii. Zapach stał się słodko – miętowy,
jednak nie był zbyt „ciasteczkowy”, co dla mnie jest jego
zaletą. Chwilami delikatnie kojarzył mi się z zapachem/smakiem
zielonej gumy Orbit.
Mięta z wanilią tworzą ciekawe połączenie i mimo wanilii dosyć delikatne. Zapach nie jest ani zbyt miętowy, ani też przesadnie słodki. Chociaż mięta nadaje mu świeżości, to jak dla mnie cała kompozycja dobrze sprawdza się jako zapach świąteczny.
Coś mi się wydaje, że będę musiała zrobić sobie większy zapas Candy Cane Lane, bo będzie chyba częściej gościł w moim kominku, a kto wie może dzięki mięcie sprawdzi się też w cieplejsze dni...
niedziela, 7 grudnia 2014
środa, 3 grudnia 2014
Icicles
Kilka tygodni temu w
Candle Room pojawiły się nowe zapachy z zimowej kolekcji Q4. Oczywiście
nikogo nie zaskoczy fakt, że gdy tylko przyszły kupiłam z każdego
zapachu po jednym wosku. :)
Gdy wróciłam do domu od
razu skusiłam się na jeden z wosków, mój wybór padł na Icicles.
Zapach na sucho w słoju,
bądź w już odpakowanym wosku, wydał mi się mocno „iglasty” i
nie wyczułam w nim tak, jak to zawiera opis, nut cynamonu. Nie
zniechęcałam się jednak, ponieważ aromat od początku mnie zaintrygował.
Umieściłam w miseczce
kominka od razu cały wosk, mimo że nie zapalony był dosyć
intensywny. Podpaliłam tea light i pozwoliłam na to, żeby zapach
powoli roznosił się po pokoju.
Właściwie początkowo nie
zwracałam na niego zbyt wielkiej uwagi, ponieważ zajęłam się robieniem
ozdób bożonarodzeniowych, czyli wprawianiem się w nastrój
świąteczny :) Icicles jednak nie pozwolił mi o sobie zapomnieć na
zbyt długo, gdy tylko jego forma zmieniła się w płynną,
ogarnął mnie zapach lekko wilgotnej sosnowej szyszki, do której po
dosłownie kilku minutach przyłączył się delikatny aromat
cynamonu. Nadał on temu zapachowi słodyczy i swojego rodzaju
ciepła.
Im dłużej wosk parował,
tym lepiej jego aromaty się łączyły w efekcie czego zapach stał
się jeszcze bardziej odmienny od tego, który wyczuwałam po
pierwszych kilku minutach. Cynamon z sosnową szyszką stworzyły
kompozycję, która mi przypominała trochę aromat żywicy, drzewny,
subtelny i z całą pewnością jedyny w swoim rodzaju.
Wosk Icicles paliłam aż
zgasł tea light, czyli ok. 4 godzin, ale muszę przyznać, że
gdybym nie wychodziła z pokoju na dłuższe przerwy, to stał by się
dla mnie zbyt mocny i pewnie zgasiłabym go dużo wcześniej. Dlatego
według mnie nie jest wskazany dla delikatniejszych nosów :)
Natomiast, gdy już się nie pali i powoli zastyga to jego aromat
jest przyjemniejszy, ale niezbyt trwały. Paliłam go w południe, a
już po popołudniu właściwie nie było go czuć.
Ten zapach z pewnością
ucieszy miłośników bardziej drzewnych aromatów.
piątek, 28 listopada 2014
środa, 26 listopada 2014
Nowości :)
Oto krótka fotorelacja z tego, co ostatnio pojawiło się na naszych półkach ...
Limitowana kolekcja mini tumblerów Celebrations
Zapachy z kolekcji Q3. Egzotyczne, ale zarazem aromatyczne i ciepłe
wtorek, 18 listopada 2014
Zapach bursztynu, czy po prostu ambra?
W wielu różnych miejscach
posiadających wyroby perfumeryjne, mamy do czynienia z zapachami,
które według opisu zawierają w składzie bursztyn. Jednak, czy aby
na pewno to, co czujemy to aromat tego minerału, czy może jesteśmy
zwyczajnie wodzeni za nos. Postanowiłam znaleźć odpowiedź na to
pytanie :)
Otóż większość zapachów w opisie
posiadających bursztyn tak naprawdę zawiera aromat ambry, która
jest jedną z niewielu naturalnych, zwierzęcych substancji
zapachowych(poza ambrą, piżmo, cywet, kastoreum).
Naturalna ambra to wydzielina z
przewodu pokarmowego wieloryba. Najprawdopodobniej wydzielana jest
podczas niestrawności tego morskiego olbrzyma :) Czysta ambra ma
miękką i kruchą postać. Dzięki długiemu unoszeniu się na
słonej wodzie morskiej i nasłonecznieniu, utlenia się i uzyskuje
słodko – słony i lekko żywiczny aromat.
Kiedyś wyławiało się
ją sondując jelita wielorybów lub znajdowało na wybrzeżach
Australii oraz Nowej Zelandii w postaci nieregularnych brył o
konsystencji wosku. Jako, że jest naturalną substancją zwierzęcą
stanowiła unikatowy, a co za tym idzie drogi surowiec. Nie dziwi
więc fakt, że nazywana jest „pływającym złotem”. Dzisiaj ze
względu na ochronę wielorybów stosowane są jej zamienniki,
wytwarzane np. z nasion hibiskusa.
Ambra oczywiście znajduje się w
większości zapachów „bursztynowych”, zazwyczaj stanowi ich
bazę. To dlatego, że ma silny zapach i jest dobrym utrwalaczem.
Naturalna ambra jest również nieco podobna z wyglądu do bursztynu. Ma
kształt nieregularnych brył w odcieniu od szarawego przez złocisty
do brązowego.
Zadałam sobie jednak pytanie,
dlaczego tak właściwie w zapachach z bursztynem używa się ambry,
czy to znaczy, że bursztyn nie pachnie?
Z całą pewnością pachnie, ale
delikatnie. Ma żywiczny aromat, ujawniający swoją głębię
właściwie dopiero przy paleniu bądź niewielkiej dawce
ciepła(spróbujcie kiedyś potrzeć dłońmi kamień, a
przekonacie się, że pachnie). Zapach bursztynu stosuje się częściej w
kadzidełkach niż w innych wyrobach zapachowych dlatego, że przy
dymieniu jego aromat jest najsilniejszy. Wciąż jednak dużo słabszy
niż ambra.
Bursztynu można używać w każdej
postaci, kamienia, płynu czy proszku, a dla ciekawskich, dymiący
bursztyn zabija zarazki, a noszony na szyi niweluje bóle gardła i
głowy oraz wspomaga działanie tarczycy. W postaci proszku bursztyn
pomaga w pozbyciu się kataru.
Oba te aromaty, ambry i bursztynu, są
z podobnej gamy zapachowej lecz jeden mocniejszy od drugiego, dlatego
ambrę stosuje się jako zamiennik bursztynu.
Według mnie, ciężko jest
jednoznacznie stwierdzić, że któryś zapach jest bursztynowy, a
inny „ambrowy” :) , ponieważ oba są do siebie podobne. Ambra jest
jednak częściej wykorzystywana w przemyśle perfumeryjnym niż
bursztyn i dlatego też częściej się wyczuwa właśnie ją w
zapachach perfum, kosmetyków czy świec.
A czy Wy macie jakieś swoje ulubione
bursztynowe zapachy?
piątek, 14 listopada 2014
Ginger Dusk
Kilka tygodni temu na sklepowych półkach pojawiły się zapachy z zimowej kolekcji Q4. Aromaty są bardzo ciekawe i nie wiem, na który
zdecydować się jako pierwszy. Dostawa zimowych nowości uświadomiła mi
jednak, że przecież jeszcze nie zdążyłam przetestować
wszystkich zapachów z kolekcji jesiennej Q3. W związku z tym
zdecydowałam się na Ginger Dusk
Sięgnęłam
po wosk z tego zapachu, ponieważ urzekła mnie jego naklejka :)
Uwielbiam robić zdjęcia, dlatego wszędzie, gdzie tylko mogę
zabieram ze sobą aparat. To
są zazwyczaj albo bliskie kadry przedstawiające rzeczy w szczegółach,
albo krajobrazy. Najczęstszym jednak tematem, jaki lubię uwieczniać
jest niebo, a ściślej rzecz ujmując chmury :) Mam w posiadaniu dość dużą kolekcję zdjęć z fantastycznymi chmurami, które czasem są puszystymi obłokami, a
czasem smugami ledwo odznaczającymi się na niebie.
Obrazek
na wosku Ginger Dusk przedstawia właśnie chmury jako smugi na niebie, a
to wszystko w cudownych kolorach zachodzącego słońca. Byłam
bardzo ciekawa, czy przy paleniu wosku o tym zapachu uda mi się
ujrzeć w myślach choć przez chwilę taki piękny widok.
Zazwyczaj
zanim zdecyduję się na wosk wcześniej wącham świecę, ponieważ
daje mi to zdecydowanie lepszy pogląd na zapach niż gdybym wąchała
sam wosk przez folię. Pierwsze co poczułam w świecy, to
charakterystyczny aromat skórki cytryny i gdzieś głębiej
ujawniający się imbir. Zapach wydał mi się bardzo
ciekawy.
Wróciłam
z pracy do domu i właściwie od razu odpaliłam wosk. Pierwsze co wyczułam, to słodycz cytrusów, nie był to już lekko
kwaskowaty aromat skórki cytryny, jaki czułam sprawdzając zapach w
świecy. Po pewnym czasie, gdy wosk stał się całkowicie płynny,
ujawniła się w nim głębia imbiru. Zapach stał się ostrzejszy,
ale dzięki nutom słodyczy nie przytłaczający.
Gdy
aromat powoli rozchodził się po pokoju i zaczął mnie otaczać,
zamknęłam oczy, by przekonać się, gdzie mnie przeniesie.
Przyznaję byłam trochę sceptyczna, czy w ogóle ujrzę coś oczami
wyobraźni, ponieważ początkowo zapach z niczym mi się nie skojarzył.
Cóż nie zobaczyłam zbyt wiele, właściwie nic, a to dlatego, że
pod wpływem zapachu Ginger Dusk, moje myśli zaczęły płynąć
swoim tempem. Nie zatrzymywałam się na żadnej z nich, dzięki
czemu, gdy otworzyłam już oczy poczułam się zrelaksowana i wyciszona. Stało się wtedy dla mnie
oczywiste, że obrazek na świecy jest idealnym odzwierciedleniem zapachu :)
Podczas obserwowania zachodu słońca, staję się spokojniejsza i
wyciszona, uspokajam się tak, jak dzień, gdy zmienia się w noc.
Według
mnie Ginger Dusk łączy w sobie ciepło korzennego aromatu imbiru i
słodycz energetycznych cytrusów, co daje niepowtarzalny i
intrygujący zapach.
piątek, 7 listopada 2014
wtorek, 4 listopada 2014
Listopadowy Zapach Miesiąca
Nadszedł listopad,
miesiąc, który ostatecznie przygotuje nas na nadejście zimy. Już
zresztą widać jej zwiastuny – krótszy dzień, noce stają się
coraz zimniejsze, a powietrze robi się bardziej suche. Dla mnie zima to
ulubiona pora roku, uwielbiam śnieg i jazdę na nartach :) Jest
jednak listopad i śnieg jeszcze się nie spieszy, żeby spaść,
dlatego ucieszyły mnie tegoroczne listopadowe zapachy miesiąca.
Według mnie są to idealne aromaty by wprowadzić zimowo –
świąteczny nastrój :)
Na ten miesiąc Yankee
Candle proponuje nam dwa zapachy w korzystnej cenie: Snowflake Cookie i Cranberry Ice.
Snowflake Cookie z
pewnością ucieszy każdego zapachowego łasucha. Kryje w sobie
aromaty cudownego chrupiącego ciasteczka oblanego słodkim lukrem, a
to wszystko uzupełnione nutą wanilii.
Drugi listopadowy zapach,
czyli Cranberry Ice to coś zgoła innego, co dla mnie miłośniczki
zimy jest strzałem w dziesiątkę. Mianowicie jest to odświeżający
aromat cierpkiej i jednocześnie słodkiej żurawiny otulonej lodową świeżością.
Zapach
jest bardzo podobny do Mandarin Crnaberry, jedynie przez brak aromatu
cytrusów jest nieco słodszy.
Znajdzie w nim coś dla siebie każdy amator zapachów owocowych, ale tych słodszych i bardziej zdecydowanych. Dla mnie Cranberry Ice jest jak słodki powiew zimowego poranka.
Znajdzie w nim coś dla siebie każdy amator zapachów owocowych, ale tych słodszych i bardziej zdecydowanych. Dla mnie Cranberry Ice jest jak słodki powiew zimowego poranka.
Trzeba przyznać , że
listopad zachęca swoją zapachową ofertą. A na który zapach Wy
się zdecydujecie? Kusi Was „ciasteczkowa” słodycz, czy może
żurawinowe orzeźwienie?
poniedziałek, 3 listopada 2014
Wyniki konkursu - Moje najpiękniejsze wspomnienie z wakacji przekazane zdjęciem.
Uwaga, uwaga czas na wyniku konkursu! :)
Dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w „wakacyjnym konkursie”. Dzięki Wam mogliśmy choć na chwilę zapomnieć o jesiennej pogodzie. Wszystkie zdjęcia bardzo nam się podobały, a wybór był bardzo trudny. Przedstawiamy Wam zwycięskie fotografie.
Dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w „wakacyjnym konkursie”. Dzięki Wam mogliśmy choć na chwilę zapomnieć o jesiennej pogodzie. Wszystkie zdjęcia bardzo nam się podobały, a wybór był bardzo trudny. Przedstawiamy Wam zwycięskie fotografie.
Pierwsze miejsce przyznaliśmy Pani Paulinie M. , a nagrodą jest mały słoik 104g Waikiki Melon.
Zestawy dwóch samplerów wędrują do: Pani Klaudii B. oraz Kardeczki
Zestawy trzech wosków w letnich zapachach otrzymują: Avida Dollars, Monika S, Natka Nutka
Nagrodę specjalną, czyli Car Jar otrzymuje Marta U, która na swoim blogu umieściła informację o naszym konkursie.
Gratulujemy wszystkim zwycięzcom . Prosimy o przesłanie danych do wysyłki na adres paulina@candleroom.pl.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Możemy na chwilę zniknąć z bloga… ale od świec uciec się nie da
Czasem robimy sobie przerwę od pisania, ale świecami żyjemy cały czas. W Candle Room świece to nasza codzienna magia—zapachy, światło i mał...
